Były już 2 wpisy
relacjonujące nasz weekendowy wyjazd, więc postaram się w miarę krótko streścić
dzień dzisiejszy. Dzień, który również obfitował w różne przygody, raczej
mniej, niż bardziej spodziewane. Ale po
kolei……
Dzień rozpoczęliśmy wcześnie rano….. no dobra,
wcale nie tak wcześnie, ale za to pysznym śniadaniem w miejscu, gdzie się
zatrzymaliśmy, czyli u sióstr franciszkanek w Tabgh’ce.
Jak to mówią, “przezorny
zawsze ubezpieczony”, więc znalazłem ochotnika, który pilnował moich mokrych
jeszcze sandałów podczas śniadania. Oczywiście, robotnik dostał swą zapłatę :)
Po śniadaniu spakowaliśmy
się do samochodów i poszliśmy ostatni już raz nad Jezioro Galilejskie gdzie
odczytaliśmy 3 fragmenty Ewangelii mówiące o wydarzeniach nad owym jeziorem.
Przy okazji odwiedziliśmy
kościół Prymatu św. Piotra.
Następnie zwarci i gotowi
wyruszyliśmy w podróż powrotną do Jerozolimy odwiedzając najpierw miejsce Przemienienia Pana Jezusa
czyli Górę Tabor. Mimo krętej i bardzo wąskiej drogi nasi kierowcy świetnie
dali sobie radę.
W sanktuarium
prowadzonym przez ojców Franciszkanów, w kaplicy Mojżesza ks. Jarek odprawił
dla nas Eucharystię, podczas której na nowo mogliśmy przeżyć wydarzenia
Przemienienia.
Po mszy św. udaliśmy się
na taras widokowy podziwiać krajobraz.
Jak napisał wcześniej ks.
Jarek, tak też i tutaj również zaprzyjaźniałem się z miejscowymi (ale na
szczęście nikt nie zrobił zdjęcia) :)
Nowa twarz UAM :) |
Następnie, przez
niespodziankę, którą sprawił nam ks. biskup (a o której napisała już Kasia) musieliśmy zmienić swoje plany i dzisiaj powrócić
do Nazaretu. Na początku, poszliśmy oczywiście podziękować ks. Biskupowi za
wczorajszy prezent. Niestety nie zastaliśmy ks. biskupa, ale złożyliśmy
podziękowania na ręce sióstr Magdaleny i Speranzy, które ugościły nas sokiem miętowym i tradycyjną arabską kawą
z ognia a na drogę wręczyły miejscowy specjał domowej roboty - ciasteczka
pasyjne, które wyglądały jak gąbka lub korona cierniowa a nadziewane daktylami.
Po krótkiej wizycie
udaliśmy się pustymi ulicami Nazaretu do prawosławnego źródełka Maryi by wrócić
raz jeszcze do Bazyliki Zwiastowania Pańskiego na modlitwę a następnie przejść
do kościoła św. Józefa, gdzie wg. Tradycji znajdował się warsztat św. Józefa a
przylegał do niego dom, w którym Jezus się wychowywał.

Po wspólnym zdjęciu
wsiedliśmy do samochodów i udaliśmy się w drogę powrotną do Jerozolimy, która w
większości przebiegała spokojnie i dla połowy spokojnie przebiegła.
Przy wjeździe do
Jerozolimy niechcący się rozłączyliśmy i tak: pierwszy samochód pojechał jednym
zjazdem, drugi samochód (w którym byli Kasia, s. Asia, Kuba i Tomek) kierowany
GPS-em pojechał innym zjazdem. Cała sytuacja była tak niesamowita i tak trudna
do opisania na piśmie, że napomnę tylko o zwiedzaniu z okien samochodu prawie
całej Jerozolimy, kończącym się nieubłaganie paliwie w baku, niekończących się
korkach i pytaniu miejscowych o drogę
zakładając na tą okazję zakupioną w Nazarecie jarmułkę, udało się nam
bezpiecznie dojechać do miejsca, gdzie trzeba było oddać wypożyczone samochody.
Wspomnijmy tylko, że
drugi samochód spokojnie dojechał na Górę Oliwną i oczekiwał naszego przyjazdu. :)
Na szczęście przyjechała
też siostra Benigna swoim samochodem, dzięki czemu nie musieliśmy dźwigać
naszych bagaży i spokojnie dotrzeć do Domu Pokoju.
Kiedy już wszyscy
znaleźli się na miejscu zasiedliśmy do wspólnej kolacji po której wszyscy
pozmywaliśmy. Dzień zakończyliśmy wspólną kompletą i oglądaniem zdjęć z
naszego weekendowego wyjazdu.
Teraz wszyscy już śpią z
wyjątkiem mnie i Kasi piszących relacje na bloga, którego właśnie czytasz.
Hhhhhmmmmmm……..
Miało być krótko….. chyba
znowu coś mi nie wyszło, ale mam nadzieję, że w tym, co nieudolnie starałem się
napisać powyżej każdy znajdzie coś interesującego dla siebie.
Pozdrawiam
Tomek
P.S. cuda się zdarzają!!!! Moje gardło zostało w
cudowny sposób podleczone/uleczone dzięki wodzie z Jeziora Galilejskiego!!!!! Bogu niech będą
dzięki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz